poniedziałek, 25 maja 2015

Trzy: Wędrowiec do Świtu

     Łucja lubiła pływać.

     Mogła właściwie śmiało powiedzieć, że jest najlepszą pływaczką z całego rodzeństwa. Jeszcze kiedy była małą dziewczynką - pomijając fakt, że nadal ją tak postrzegano - często wybierali się całą rodziną nad pobliskie jezioro. To było jeszcze zanim zaczęła się wojna i właściwie Łucja wszystko pamiętała jak zza mgły. Do dziś nie potrafiła jednak zapomnieć dumnej miny taty, kiedy zobaczył, jak radzi sobie w wodzie.

     Teraz pływało jej się jeszcze wspanialej. Wypływała powoli na powierzchnię, wiedząc doskonale, gdzie jest. Nawet sama woda zdawała się przyjemniejsza, niż kiedykolwiek wcześniej. W Narnii wszystko jest wspaniałe.

     Kiedy wynurzyła się, zaczerpnęła głęboki wdech. Niedaleko zobaczyła Edmunda, a zaraz po nim wynurzył się również Eustachy. Teraz, kiedy była tutaj, nawet nieznośny kuzyn zdawał się być mniej nieznośny, niż zwykle.


     - Edmund! Edmund!

     - Co się dzieje? - spytał przerażony Eustachy.

     Łucja rozejrzała się dookoła, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Widziała piękne, błękitne niebo i nieskazitelnie białe, drobne chmurki, które układały się w przeróżne kształty. Byli na otwartym morzu. Jej ekscytacja minęła jednak, kiedy tylko zobaczyła płynący prosto na nich ogromny statek. Ten, który widniał na obrazie.

     - Chłopaki, płyńcie! - rozkazała, sama ruszając na przód.

     Kiedy usłyszała cichy pisk kuzyna, mocno się zirytowała.

     - Eustachy, płyń!

     I płynęli jak najszybciej potrafili. Nagle Łucja Mężna usłyszała za sobą głośny plusk, a już po krótkiej chwili poczuła, jak ktoś mocno ją obejmuje.

     - Już dobrze, trzymam cię.

     Głos brzmiał bardzo, ale to bardzo znajomo. Łucja przetarła piekące od nadmiaru wody oczy i odwróciła się w kierunku swojego wybawiciela. Jakie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła przystojnego, długowłosego bruneta.

     - Kaspian!

     - Łucja! - odparł z szerokim uśmiechem.

     Odwzajemniła jego gest i przyjrzała mu się uważnie; zapuścił brodę i wyglądał nieco dojrzalej, niż poprzednim razem, kiedy była w Narnii. Nadal jednak był tym samym Kaspianem, którego poznała kilka miesięcy wcześniej. Była taka szczęśliwa! Wracając tu obawiała się, że znów minęło tysiąc trzysta lat, a ona po raz kolejny straciła dobrych przyjaciół. Król Narnii również zdawał się cieszyć ich obecnością.

     - Edmund, Kaspian tu jest! - zawołała radośnie do brata.

     - Spokojnie, chłopcy. Nic wam nie grozi - dodał Kaspian.

     Do Edmunda i Eustachego podpłynęli właśnie dwaj mężczyźni, których Łucja nie znała. Brat dziewczyny pozwolił się objąć i pomóc podpłynąć bliżej statku, podczas kiedy ich kuzyn rwał się jak szalony.

     - Jesteśmy w Narnii? - spytał z wielką nadzieją w głosie Sprawiedliwy.

     Kaspian zaśmiał się cicho i odpowiedział:

     - Tak, a gdzieżby indziej?

     Eustachy nadal wyrywał się członkowi załogi. Zachowywał się jak niesprawny psychicznie i Łucja posłała mu krytyczne spojrzenie.

     - Ale ja nie chcę! - wołał Scrubb. - Ja chcę do domu! Chcę wrócić do Anglii!

     Po chwili panna Pevensie przestała jednak zaprzątać sobie głowę nieznośnym kuzynem i jego krzykami. Kaspian pomógł jej wejść na mały podest; sam zajął miejsce obok niej. Łucja kurczowo złapała się liny, a król objął ją, by nie spadła. Już chwilę później zostali wciągnięci na pokład przez załogę.

     Kiedy tylko stanęła na pokładzie, jakiś mężczyzna wręczył jej gruby, ciepły ręcznik. Pospiesznie owinęła się nim, obserwując, jak Kaspian idzie w jej ślady. Z twarzy rudowłosej dziewczyny nie znikał szeroki, pełen radości uśmiech. Była taka szczęśliwa! Znów była w domu, w ukochanej Narnii, za którą tak tęskniła. Czuła się, jakby minęły lata od jej ostatniego pobytu w tym miejscu.

     - Co za przeżycie - zaśmiała się, opatulając się jeszcze bardziej ciepłym materiałem.

     - Skąd się tu w ogóle wzięliście? - odparł Kaspian.

     Podszedł do niej i objął ją, a potem razem ruszyli w stronę sterów.

     - Nie mam zielonego pojęcia - wyjaśniła.

     Król Narnii uśmiechnął się do niej radośnie. Bardzo się cieszył, że ich widzi. Minęły długie trzy lata, od kiedy opuścili ten kraj. Przez ten czas wiele się pozmieniało. Dobrze sprawował się jako król, choć nie zawsze wszystko szło po jego myśli. Przyjrzał się Łucji; bardzo się zmieniła od jej ostatniego pobytu tutaj. Urosła kilka centymetrów, a jej włosy wydłużyły się. Na dodatek nie była już małą dziewczynką, ale nastolatką. Już miał coś powiedzieć, kiedy usłyszał znajome wołanie:

     - Kaspian!

     Odwrócił się do tyłu, przestając obejmować Łucję. Kilka kroków za nim stał Edmund. On również się zmienił; zmężniał, bardzo urósł i spoważniał. Kaspian podszedł do niego szybko i tym razem to jego objął po przyjacielsku, zupełnie, jak brata.

     - Edmund. - Nie potrafił ukryć swojej radości. - Dobrze cię znów widzieć.

     - Tak, i ciebie - zgodził się Sprawiedliwy.

     Szli teraz ramię w ramię, a po chwili dołączyła do nich Łucja. Twarz dziewczyny była rozpromieniona, ale wyrażała także zdumienie i zaciekawienie.

     - Czyli to nie ty nas wezwałeś? - spytała, jakby dręczyło ją to od dłuższego czasu.

     - Nie - odparł powoli - nie tym razem.

     - Wiesz - wtrącił Edmund, wycierając ręcznikiem mokre włosy - tak, czy owak: grunt, że tu jesteśmy.

     Cała trójka uśmiechnęła się wesoło i kiedy Edmund miał zamiar zacząć wypytywać obecnego króla o Narnię i zmiany, jakie nadeszły, usłyszeli krzyk dochodzący z drugiego końca statku:

     - Aa! - To oczywiście Eustachy. - Zabierzcie go ode mnie!

     - No, uspokójże się...

     Wszyscy odwrócili głowy w tamtą stronę i z rozbawieniem zauważyli leżącego na ziemi Scrubba. Chłopak miotał się i wiercił, a na nim spokojnie stał Ryczypisk. Była to dość duża, bo mierząca kilkadziesiąt centymetrów mysz z szablą i założoną na ucho obrączką z przyczepionym do niej czerwonym piórem.

     - Nie zachowuj się jak dziecko - skarcił Scrubba Ryczypisk, nie schodząc z niego.

     Kaspian, Łucja i Edmund przyglądali się tej scenie z szerokimi uśmiechami.

     - Weźcie go ode mnie! - To krzycząc, Eustachy z całej siły zepchnął z siebie niewinną mysz, która odleciała na kilka metrów, prosto pod nogi trójki władców.

     Ryczypisk oczywiście od razu powstał na równe nogi i spojrzał z niemałym oburzeniem na blondyna, który nadal leżał na mokrej ziemi. Potem przeniósł wzrok na dwie osoby, które stały tuż nad nim - Edmunda i Łucję.

     - Ryczypisk! Witaj - zawołała od razu Mężna.

     - Och - wyrwało się dzielnej myszy, która po chwili skłoniła się przed nimi. - Wasze królewskie moście...

     - Witaj nam - dodał Edek - miło cię widzieć.

     - Cała przyjemność po mojej stronie - odparł Ryczypisk, odsuwając się nieco od prawowitych władców Narnii. - Za pozwoleniem... co zrobić z tym... tym... histerykiem na gapę? - Ostatnie słowa powiedział na tyle głośno, by Eustachy je usłyszał.

     Scrubb odkaszlnął, klęcząc i opierając ciężar ciała na dłoniach. Potem odwrócił się w ich stronę i wskazał oskarżycielsko palcem na Ryczypiska:

     - Ten wściekły gryzoń rzucił mi się z pazurami do oczu! - wykrzyknął.

     Wszyscy spojrzeli na niego ze szczerym powątpiewaniem, łącznie z rodzeństwem Pevensie, które teraz ledwie powstrzymywało śmiech. Bądź, co bądź, był ich kuzynem. Ryczypisk natychmiast pospieszył z odpowiedzią - powszechnie wiadomy był fakt, że nie lubi, kiedy ktoś go oskarża o coś, czego tak naprawdę nie zrobił.

     - Nic podobnego! Usiłowałem jedynie otrzeć ci twarz.

     Z każdym słowem myszy, kuzyn Eustachy odsuwał się coraz dalej i dalej. W końcu gwałtownie się podniósł i złapał linę. Potem znów pokazał palcem na Ryczypiska:

     - O-on gada - wysapał. Ignorując ciche śmiechy załogi: - Czy ktoś jeszcze słyszał? Zna ludzką mowę!

     - Tak, niestety - przyznał jakiś członek załogi wesoło.

     - Większym cudem byłoby, gdyby się nie odezwał - dodał Kaspian, a dookoła rozległy się śmiechy.

     Ryczypisk odwrócił się w stronę króla i pokornie, kłaniając się, oznajmił:

     - Jeśli tylko okaże się, że nie mam nic mądrego do powiedzenia, daję słowo, że będę milczał jak głaz.

     Kaspian uśmiechnął się do niego ze szczerym rozbawieniem.

     - Wszystko jedno! Nie rozumiem, co tu się dzieje, więc proszę mnie obudzić i to teraz, zaraz! - krzyczał Eustachy, teraz prostując się i gestykulując rękoma jak szaleniec. Na dodatek tupnął gwałtownie nogą.

     - Proponuję zwrócić go morzu - mruknął zrezygnowany Ryczypisk w stronę królewskich mości.

     Cała trójka wymieniła się porozumiewawczymi spojrzeniami. Nagle jednak Łucja dostrzegła cisnący się na usta brata złośliwy uśmiech oraz błysk w oczach, który nigdy, ale to nigdy nie wróżył niczego dobrego. Sapnęła:

     - Edmund! - Szturchnęła go lekko łokciem.

     Brunet wymamrotał coś pod nosem i pokornie spuścił głowę, ale nadal widziała jego wyraz twarzy i była pewna, że - chociaż w Narnii - pobyt nie będzie dla Eustachego miły. Dzieci, prychnęła w myślach.

     Eustachy długo jeszcze lamentował, chodząc nerwowo między załogą i płacząc. Wyglądał jak totalny histeryk, który właśnie wyrwał się z czubków. Wszyscy przyglądali mu się z zaciekawieniem.

     Łucja dosłyszała głośne śmiechy i sama zachichotała, kiedy Scrubb zemdlał.



     Dziwne, uczucie - tonąć.

     Nie potrafiła go nawet określić; a może po prostu nie miała na to siły. Woda porywała ją w dół i nie pozwalała wyswobodzić się ze swoich objęć. Elena walczyła bardzo długo. Machała gwałtownie rękoma, chcąc wydostać się z otchłani. Niestety - morze było silniejsze, a ona miała wrażenie, że im bardziej się wzbrania, tym głębiej jest wciągana. Poddała się w chwili, kiedy dosłownie na kilka sekund udało jej się wynurzyć.



     Nie czuła bólu, ani nawet smutku. Pocieszała się myślą, że teraz może spotka rodziców, że czekali na nią cały ten czas, a tajemnicza szafa umożliwiła jej dołączenie do nich. I po raz pierwszy od kilku miesięcy jej bladą, mokrą twarz rozjaśnił delikatny uśmiech.

     Potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Usłyszała toczący się pod wodą echem głośny plusk. Jak zza mgły dostrzegła płynącą w jej stronę postać, ale nie dane było jej poczuć dotyku wybawiciela. Ostatnie, co uchwyciła, to spojrzenie bardzo znajomych, ciemnych oczu. Zemdlała.



     Kaspian, nadal trzymając w ramionach bezwładną dziewczynę, wypłynął na powierzchnię i wziął głęboki wdech. Następnie, unosząc się na wodzie, spojrzał na bezbronną twarz dziewczyny i znów zaciągnął się powietrzem.

     Kobieta, którą uratował, wyglądała jak anioł. Jej przeraźliwie blada twarz miała delikatne rysy, wachlarz idealnie czarnych rzęs opadał na policzki przez opadnięte powieki, a malinowe, pełne usta były teraz sine. Jej klatka piersiowa unosiła się bardzo powoli i niemal niezauważalnie, co zmusiło go do oderwania od niej wzroku i wspięcia się na podest. Załoga wciągnęła ich bardzo szybko na pokład, a potem Kaspian położył ją na ziemi, na wielkim kocu. Miał nadzieję, że nic jej nie jest.

     Z przerażeniem przyglądał się Łucji, która od razu zaoferowała, że zajmie się nieznajomą. Teraz stosowała pierwszą pomoc, czyli coś, czego Kaspian nauczył się od swojego opiekuna. Dookoła załoga przyglądała się podejrzliwie poczynaniom Łucji, ale nikt nie odważył się odezwać. Zapanowała idealna cisza, przerywana głuchymi oddechami.

     Kaspian pomyślał, że to najdłuższe kilka minut w jego życiu. Pevensie nie poddawała się, klęcząc nad zimnym ciałem szatynki. Kaspian mógł jej się w tym czasie przyjrzeć. Jej policzki zdawały się znów nabierać barw, a usta były nieco mniej sine. Nadal drżała z zimna, ale nie wyglądała już tak tragicznie.

     Nagle poczynania królowej Mężnej podziałały; brunetka gwałtownie uniosła się i odkaszlnęła całą wodę, która dostała się do jej płuc. Wyglądała na przerażoną. Niepewnym wzrokiem omiotła cały statek i Kaspian przez chwilę obawiał się, że zacznie krzyczeć i panikować jak Eustachy. Na szczęście, nic takiego się nie wydarzyło, bo powiedziała bardzo cicho, jakby była wykończona:

     - Gdzie jestem?

     Miała melodyjny, delikatny głos, który popieścił delikatnie słuch Kaspiana. Przyglądał jej się uważnie, nawet nie zamierzając spuszczać z niej wzroku, ale przerwała mu brutalnie królowa Mężna.

     - Chodź, zabiorę cię do kajuty - powiedziała delikatnie Łucja. - Możesz wstać?

     - Tak - odparła powoli i podniosła się.

     Kaspian nie potrafił powstrzymać odruchów swojego ciała; kiedy niebezpiecznie zachwiała się, jako pierwszy złapał ją mocno i przytrzymał, by nie upadła. Poczuł zdziwienie, gdy rozszerzyła gwałtownie oczy i zamarła.

     - Niemożliwe...

     Nie powiedziała nic więcej, bo odsunęła się od niego i szybko pospieszyła za Pevensie. Obie zamknęły się w jednej z kajut, a obecny król Narnii zmarszczył brwi. Co było takiego niemożliwego? Dlaczego wyglądała na zdziwioną jego widokiem? Czyżby już się kiedyś poznali? Tego jeszcze nie wiedział, ale był pewien, że wszystko wyjaśni się, kiedy nieznajoma ochłonie. Nie wyglądała na mieszkankę ich krainy - jej ubiór mówił sam za siebie, miała bowiem bardzo skromną, ciemną sukienkę.

     Cała załoga rozeszła się, podczas kiedy Kaspian stał wsparty na łokciach, z uniesionymi brwiami. Nagle znikąd pojawił się przed nim roześmiany Edmund.

     - Kolejna mdleje na twój widok? - spytał żartem Sprawiedliwy.

     - Chciałbym, żeby to na mój widok...

     Edek zdziwił się, słysząc słowa przyjaciela. 



     - No co ty, Kaspian?

     Król zaśmiał się cicho i poklepał Edmunda po ramieniu, a potem odszedł do swojej kajuty, zostawiając chłopaka samego. Brunet zmarszczył brwi i przeszło mu przez myśl, że nigdy nie zrozumie króli, ale od razu zrezygnował - przecież sam nim był. Wzruszył ramionami i skierował się na poszukiwania swojego kuzyna, aby trochę mu podokuczać.

     Tymczasem Elena weszła nieśmiało za Łucją do kajuty panny Pevensie. Była niewielka, ale ładna. Clearly nigdy wcześniej nie była na statku, dlatego przyglądała się wszystkiemu ze szczerym zaciekawieniem. Opuszkami palców dotknęła sztyletu, który wisiał na ścianie, tuż obok portretu lwa.

     - Widziałam go już... - powiedziała nagle.

     Łucja spojrzała w jej stronę i od razu się uśmiechnęła.

     - Aslana? - spytała. - A więc jesteś stąd?

     - Niezupełnie. Właściwie, to jeśli mogę spytać... gdzie jestem?

     Twarz Łucji wyrażała teraz zdziwienie. Niczego nie rozumiała; nie miała pojęcia, jak nieznajoma się tu znalazła, ani skąd jest. Na dodatek mówi, że widziała Aslana, a tymczasem naprawdę nie wie, gdzie się znajduje. Dziwne.

     - Nie wiesz?

     Brunetka pokręciła głową, a Pevensie nagle poczuła radość, że będzie mogła jej wszystko opowiedzieć. Lubiła mówić o Narnii. Sama fascynowała się opowieściami i legendami o jej powstaniu i historii. Usiadła więc na łóżku i dłonią wskazała, by Elena zrobiła to samo. Clearly bez wahania to uczyniła.

     - Więc?

     - Jesteś w Narnii. Ja mam na imię Łucja i jestem królową - zaczęła ze szczerym uśmiechem rudowłosa, przy okazji nie zapominając o założeniu kosmyka włosów za ucho.

     - Królową? - powtórzyła zdziwiona Elena. - Nie jesteś za młoda?

     - Chyba tak... ale tutaj to nie ma znaczenia. Zostałam nią kilka lat wcześniej.

     Elena uniosła brwi, ale już się nie odezwała.

     - Mój brat jest królem. To ten blady brunet, ma na imię Edmund. Ten, który cię uratował, to Kaspian. On jest obecnym władcą. To wszystko jest trochę pokręcone - dodała szybko, widząc brak zrozumienia na twarzy towarzyszki - ale zrozumiesz.

     Elena szczerze w to wątpiła, ale skinęła głową.

     - A ty? Jak tutaj trafiłaś?

     - To trochę dziwne i wątpię, że w to uwierzysz, ale...

     Przełknęła głośno ślinę, ale mimo strachu opowiedziała Łucji całą historię o starej szafie, za pomocą której dostała się do Narnii. Pevensie wydawała się nie zdziwiona i rozbawiona, ale zachwycona. Po krótkiej chwili poinformowała, że ona i jej rodzeństwo (a więc było ich więcej) również trafili tam w ten sposób, ale kiedy byli młodsi.

     - Zuza i Piotrek nie mogli tu już wrócić, bo są dorośli - wyjaśniła Łucja, kiedy wspomniała o dwójce rodzeństwa. - Trochę dziwnie to bez nich. To już nie to samo...

     Jakiś czas później Elena z coraz większym zafascynowaniem słuchała opowieści rudowłosej dziewczyny.
Szablon by Impressole