niedziela, 19 kwietnia 2015

Dwa: Sprawiedliwy i Mężna



     Minęło już wiele dni, od kiedy Łucja i Edmund Pevensie pojawili się w domu swojego nieznośnego kuzyna, Eustachego. Dni mijały bardzo powoli i rodzeństwo powoli miało serdecznie dość mieszkania w tym domu.

     Ich kuzyn był bowiem chłopcem bardzo upierdliwym, przemądrzałym i złośliwym. Uważał się za najmądrzejszego i najbardziej inteligentnego, podczas kiedy Łucja i Edmund postrzegali go jako kretyna. Eustachy za wszelką cenę starał się uprzykrzyć im pobyt w tym miejscu, bowiem nie był zadowolony z ich obecności.

     Kolejny dzień zaczął się bardzo szybko i Łucja już o ósmej gotowa była do wyjścia. Raz w tygodniu robiła ona zakupy, a potem przygotowywała obiad. Nauczyła się tu samodzielności i zaradności. Nie, żeby wcześniej sobie nie radziła - o nie! Narnia pokazała jej przecież wszystko, co pokazać powinna. Na samą myśl o cudownej krainie, którą dziewczyna tak kochała, królowa Mężna poczuła nieprzyjemne ukłucie i smutek. Minął prawie rok, od kiedy opuściła to piękne miejsce, a ona czuła, jakby to było zaledwie wczoraj. Wszystkie twarze, które widziała oczami wyobraźni, zdawały się realne i prawdziwe. Ciągle czuła przy sobie obecność Aslana.

     Wiele razy zastanawiała się, co będzie, kiedy po raz kolejny trafi do Narnii. Aslan powiedział jasno, że Zuzanna i Piotr już tam nie wrócą - oboje byli dorośli. Pozostawała tylko Łucja i Edmund. Wiedziała, że już nigdy nie będzie tak, jak dawniej. Narnia bez Zuzy i Piotrka nie była tym samym. Dziewczyna westchnęła cichutko. Jej starszy brat bardzo ciężko znosił opuszczenie tej cudownej krainy. Był przygaszony, bardzo smutny, a jego oczy nie błyszczały jak dawniej. Łucja nie mogła znieść tego widoku i świadomości, że jej braciszek, jej kochany Piotruś, Wielki Król tak cierpi. Gdyby tylko mogła, pomogłaby mu. Ale była tylko Łucją. Łucją, która nie miała wpływu na tok wydarzeń, nawet, jeśli była królową Narnii.

     Podczas kiedy Piotr załamał się, Zuza zgrywała niezranioną, a nawet obojętną. Przez te miesiące zupełnie wymazała z pamięci Narnię i to, co tam przeżyła. Nie była już Zuzanną Łagodną, a Zuzą Pevensie - zwykłą dziewczyną, która udawała, że nigdy nie przeżyła wspaniałych przygód. Dla niej zabawa się skończyła. Nie była już przyjaciółką Narnii, bo sama się jej wyparła. Zuzanna wyjechała do Ameryki wraz z rodzicami. Pisała listy regularnie - przynajmniej raz w tygodniu, choć czasem zdarzało się to częściej. Nigdy nie wspominała o Narnii. Uznała to najwyraźniej za zamknięty rozdział w swoim życiu. Postanowiła wkroczyć pewnie w dorosłość.

     Łucja potrząsnęła lekko głową, odrywając się od rozmyślań. Wyszła i ruszyła w stronę miasta. Zrobiła skromne zakupy na rynku, a potem wróciła do domu. Tam od razu zabrała się za gotowanie obiadu. Zjedli w milczeniu.

     Po posiłku panna Pevensie od razu udała się do swojego pokoju. Nie musiała go dzielić z nikim, co przyjęła z wielką ulgą. Jej brat, Edmund, nie miał tyle szczęścia - przyszło mu mieszkać z Eustachym. Sprawiedliwy wiele razy skarżył się młodszej siostrze na kuzyna. Wspominał, że Scrubb chrapie, ciągle się wierci i mamrocze coś przez sen. Łucja podejrzewała, że Edmund trochę wyolbrzymia sprawę, ale doskonale go rozumiała. Sama nie darzyła Eustachego sympatią, co było u niej dość niespotykane. W końcu zawsze starała się dojrzeć w kimś tę dobrą stronę.

     Uniosła głowę, kiedy do pomieszczenia wszedł jej brat. Przyjrzała mu się uważnie. Edmund bardzo wyprzystojniał przez ostatnie miesiące. Był już prawie dorosły. Jego ciemne włosy zdawały się dłuższe, niż dawniej, a rysy twarzy spoważniały. Kiedy uśmiechnął się do niej, ponownie przypominał jednak chłopca, który trafił do Narnii pierwszy raz.

     Łucja doskonale pamiętała, jak to się stało. Na wspomnienie o starej szafie, która przeniosła ją do tego pięknego świata, poczuła, że się uśmiecha. Pomyśleć, że dzięki zabawie w chowanego zyskała tyle wspaniałych wspomnień, oddanych przyjaciół... No i została królową Narnii!

     - To jest koszmar - mruknął ze zrezygnowaniem Edmund, wyrywając ją z zamyślenia. Usiadł obok niej na niewielkim, twardym łóżku. - Ja go nie zniosę.

     - Nie może być aż tak źle - pocieszyła go wesoło Łucja, która jak zwykle patrzyła na wszystko optymistycznie.

     - Jasne, dla ciebie - prychnął - bo nie dzielisz z nim pokoju.

     Łucja nie odpowiedziała. Omiotła spojrzeniem swoją sypialnię; była bardzo mała i biała. Nie lubiła tego pomieszczenia i nie czuła się tu dobrze. Ten pokoik nie mógł się równać z pięknymi komnatami w Ker-Paravel... Westchnęła cicho. Edmund uniósł jedną brew i spojrzał na nią z zaciekawieniem.

     - Co jest?

     - Myślisz, że jeszcze tam wrócimy? - odpowiedziała pytaniem, które dręczyło ją naprawdę długo.

     - Myślisz, że poradzą sobie bez nas? - rzucił wesoło.

     Nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Edmund zawsze potrafił ją rozbawić.

     Pół godziny później postanowili wyjść na zewnątrz, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Było dość ciepło, więc mogli rozkoszować się grzejącym słońcem. Łucja najbardziej lubiła momenty, kiedy razem z bratem wychodzili z domu. Wtedy długo rozmawiali o Narnii, o tym, co przeżyli i co mogą jeszcze przeżyć. Czasami tylko te rozmowy dodawały Edmundowi odrobiny wiary. Zaczynał powoli wątpić w to, czy wróci do pięknej Narnii.

     - Wrócimy, bo będziemy potrzebni - zapewniła po raz kolejny Łucja, zaraz po wysłuchaniu niepewnego wywodu bruneta.

     - Może i masz rację - zgodził się Pevensie. - Może.


     Przechodzili właśnie obok dwójki młodych ludzi - dziewczyny i chłopaka. Chłopak był bardzo przystojny, wysoki i dobrze zbudowany. Dziewczyna mogła pochwalić się długimi blond włosami i pięknymi, długimi nogami, teraz zakrytymi sukienką. Panna chichotała i odgarniała kosmyk włosów za ucho. Łucja spojrzała na nią z nieskrywaną zazdrością.

     Od razu przypomniała sobie Zuzannę. Jej starsza siostra była piękna. Miała porcelanową, nieskazitelną cerę, podczas kiedy Łucja musiała znosić piegi. Jej czarne włosy były lekko falowane i bardzo przyjemne w dotyku. Była wysoka i bardzo szczupła. Łucja zazdrościła jej urody; zawsze marzyła, by być taka, jak ona. Teraz, kiedy była starsza, nie chodziło jedynie o zachowanie Zuzanny, ale również, a może zwłaszcza wygląd. Tak bardzo chciała wyglądać, jak ona. Gdyby była choć w połowie tak ładna, może chłopcy szeptaliby o niej?

     Prawdą było, że Łucja nie była już małą dziewczynką. Nie miała już siedmiu, ani dziesięciu lat. Była nastolatką, która, jak każda inna, ma kompleksy. Nie lubiła swojej twarzy. Chciała być piękna jak Zuzanna. Czasem żałowała, że to jej starsza siostra jest tą ładniejszą.

     Łucja była dobroduszna, a Zuza ładna.

     Niekontrolowanym ruchem królowa Mężna uczyniła ten sam gest, co dziewczyna; odgarnęła kosmyk swoich rudawych włosów za ucho. Od razu lekko się zarumieniła; nigdy się tak nie zachowywała. Edmund najwyraźniej dostrzegł jej poczynania, bo uniósł brwi i od razu bez zbędnych ceregieli spytał:



     - Co ty robisz?

     Zawstydziła się jeszcze bardziej i posłusznie spuściła głowę, nagle przyspieszając.

     - Nic takiego. Chodźmy dalej - burknęła.

     Chwilami miała dość bycia najmłodszą z rodzeństwa. Zawsze była postrzegana jako dziecko - mała, niewinna Łucja, czysta jak łza. Jej siostra malowała się, ubierała piękne sukienki. Jej siostra była kobietą, a ona - dzieckiem. Małą dziewczynką. Ani Zuza, ani Edmund, a już na pewno Piotr nie postrzegali jej jako nastolatkę. Dla nich wciąż była Łusią, której wymyślone bajki okazały się prawdziwe.

     Spacerowali jeszcze godzinę, przechadzając się po okolicy, którą znali już na pamięć. Potem, gdy wrócili, Łucja zabrała się za robienie kolacji. Jej wujek nie gotował; właściwie nie robił nic. Całe dnie spędzał w salonie na fotelu, czytając kolejne gazety. Mało mówił, mało jadł. Co innego ciocia - ona pracowała całe dnie i wracała późnym wieczorem. Wszystkie obowiązki spadły więc na Łucję, bo jako jedyna była dziewczynką. Nie kobietą.

     Eustachy, Edmund i wuj usiedli przy niewielkim stole, kiedy Łucja postawiła na nim tosty. Było ich niewiele, a posmarowała je dżemem truskawkowym. Podejrzewała, że sama zje tylko jednego - Eustachy pochłaniał ich najwięcej.

     - Smacznego - powiedziała cicho, doczekując się odpowiedzi tylko ze strony Edmunda.

     Bardzo tęskniła za rodzicami. Chciała znów ich zobaczyć; nie widzieli się od wielu miesięcy. Brakowało jej również Piotrka i Zuzi. Zwykle byli nierozłączni i niemal wszystko robili razem. Teraz, kiedy musieli się rozstać, w jej sercu płonął żal.

     Najbardziej brakowało jej jednak Narnii.

     Przez ten czas, który tam spędziła, zdążyła się bardzo przywiązać do tego miejsca. Pamiętała każdego, kto zasługiwał na pamięć. Każdą walkę, każdy cios; wszystkie złe i dobre chwile, choć tych pierwszych było znacznie mniej.

     Z zamyślenia wyrwał ją jak zwykle Edmund, który pozbierał wszystkie talerze, a potem wrzucił do zlewu. Zmywaniem zajmowała się ciocia Alberta, która - choć wykończona po pracy - przynajmniej w ten sposób odciążała Łucję. Pevensie bardzo lubiła ciocię, czego niestety nie mogła powiedzieć o wujku i kuzynie.

     - Idziesz? - spytał jej starszy brat.

     Skinęła głową i pożegnała się z wujem cichym dobranoc, po czym razem z Edmundem wspięła się schodami w górę. Jej brat nie mógł oszczędzić sobie dokuczenia Eustachemu; popchnął go tak mocno, że Scrubb runął jak długi. Oczywiście zaczął krzyczeć na cały dom o niesprawiedliwości i swojej nienawiści do rodzeństwa Pevensie. Chichoczący Łucja i Edmund pospieszyli do pokoju dziewczyny i zamknęli drzwi.

     - Nie powinieneś być taki niemiły - powiedziała, nadal się śmiejąc.

     Edmund wyszczerzył się radośnie w jej stronę.

     - Muszę mieć coś z życia.

     Rozmawiali bardzo długo, dopóki nie usłyszeli, że do domu wróciła ciocia Alberta. Wtedy Edmund pospieszył do sypialni, którą dzielił z kuzynem; pani domu zawsze sprawdzała wieczorem ich pokoje, zanim szła spać, by upewnić się, że już zasnęli. Łucja lubiła, kiedy Alberta całowała ją czule w czoło. Brakowało jej mamy i Zuzi.

     Zanim królowa Mężna zasnęła, wyobraziła sobie Narnię.

     Kolejny dzień był bardzo podobny do poprzedniego. Łucja wstała wcześnie i wyszła z Edmundem na zakupy. Kiedy byli już w mieście, niespodziewanie chłopak postanowił się z nią rozdzielić. O nic nie pytała, doskonale wiedząc, że i tak niczego się od niego nie dowie. Widziała, że bardzo podejrzanie się zachowuje.

     Zanim udała się na zakupy, chwilę śledziła brata. Dopiero potem, chichocząc, ruszyła w stronę jednego z kilku sklepów. Podczas kiedy Łucja krzątała się w poszukiwaniu marchewek niezbędnych do zupy, Edmund stał w dość długiej kolejce. Otaczali go sami mężczyźni; większość wysoka, postawna i z pewnością starsza od niego. Król Sprawiedliwy, a w Anglii - tylko Edmund chciał dostać się do wojska. Bardzo długo planował, jak to zrobić i w końcu zabrał legitymację cioci. Wiedział, że to trochę nierozsądne, ale nic mu nie szkodziło.

     Kolejka posuwała się na przód miarowo i powoli, ale w końcu doczekał się. Stał przy niewielkim biurku, za którym siedział wyprostowany mężczyzna wyglądający na około trzydzieści lat. Był blady, miał przeszywające na wskroś zielone oczy i mysie włosy. Przybrał poważną minę i spojrzał uważnie na Edmunda. Pevensie podtrzymał spojrzenie, przez co facet uniósł jedną brew.

     - Na pewno masz osiemnaście lat? - spytał powoli, a jego głos był głęboki i lekko zachrypnięty.

     Edmund nawet nie zadrżał.

     - A co, wyglądam starzej?

     Mężczyźnie zrzedła mina, kiedy dosłyszał słowa chłopaka, co przyniosło Sprawiedliwemu wielką satysfakcję. Po chwili twarz żołnierza ponownie wyrażała pewność siebie. Bez słowa wyciągnął w stronę chłopaka dłoń, a ten bez namysłu podał mu dowód ciotki. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Starał się nie okazywać wahania. Dłonie niemiłosiernie mu się pociły. To była jego szansa, jego chwila...

     - Alberta Scrubb? - Brwi mężczyzny uniosły się, a Edmund miał wrażenie, że żołnierz ledwie powstrzymuje złośliwy uśmiech.

     Pevensie zaklął w myślach; zapomniał wymazać ostatnią literkę. Musiał się jakoś wytłumaczyć, więc odparł bez cienia zażenowania:

     - To po prostu literówka - wyjaśnił rzeczowo - nazywam się Albert A Scrubb.

     Mimo, że był dobry w kłamaniu i długo ćwiczył przed lustrem tę sytuację, głos mu lekko zadrżał. Patrzył z wyczekiwaniem na twarz żołnierza, który już otwierał usta, by coś powiedzieć - zapewne jakąś kąśliwą uwagę. Nim jednak zdążył się odezwać, usłyszeli wołanie:

     - Edmund!

     Zacisnął zęby i bardzo powoli odwrócił się w stronę drzwi. W progu stała Łucja, która teraz trzymała zakupy. Ponownie zaklął w myślach. Jego siostrzyczka zawsze miała idealne wyczucie czasu.

     - Prosiłam, żebyś mi pomógł przy sprawunkach - dodała dziewczyna, przyglądając się bratu z zaciekawieniem i rozbawieniem.

     Nim żołnierz oddał Edmundowi "jego" dowód osobisty, dookoła rozległy się śmiechy. Edmund poczuł się upokorzony i zacisnął pięść. Gdyby tylko wiedzieli, kim jest, czego dokonał i ilu pokonał w walce na miecze... żaden z nich by się nie zaśmiał.

     - Poczekaj, aż podrośniesz, synku - powiedział jeden z nich, niski i bardzo pulchny.

     Edmund zybkim krokiem wyszedł za siostrą, unikając spojrzeń mężczyzn z kolejki.

     Świeże powietrze dotarło do jego nozdrzy, a wiatr omiótł jego twarz, co nieco go uspokoiło. Łucja zachichotała, a on starał się zachować zimną krew. Spojrzał na nią z oburzeniem i niemałym wyrzutem, co tylko spotęgowało rozbawienie rudowłosej.

     - Synku? - powtórzył ze złością. - Jest ode mnie góra dwa lata starszy!

     Łucja nie odpowiedziała, ale jej spojrzenie mówiło samo za siebie. Edmund natychmiast zamknął więc buzię i zabrał od niej zakupy. Potem wsadził je do koszyka przyczepionego do rowera; ostatnio jego siostra preferowała jazdę. Jako, że Scrubbowie nie mieli dwóch rowerów, Edek chodził pieszo.

     - Jestem królem - kontynuował swój wywód brunet, na co dziewczyna cicho westchnęła. Zignorował to. - Walczyłem już... i... dowodziłem armią!

     - Ale w innym świecie - odparła inteligentnie Łucja.

     Ponownie obdarzył ją pełnym wyrzutu spojrzeniem swoich jasnych oczu. Jego siostra miała rację. Ale to, że panował w Narnii nie zmieniało faktu, że nadal posiadał doświadczenie. Potrafił władać mieczem, rządzić ludem. Był Edmundem Sprawiedliwym, a nie tylko Edkiem Pevensie. Zacisnął zęby. Chciał wrócić do domu - do Narnii.

     - Tak - przyznał - a teraz tkwię tutaj - dodał, a po chwili namysłu postanowił kontynuować: - I walczę tylko z Eustachym Klarencjuszem Scrubbem. Ma za swoje z tymi imionami.

     Ale Łucja zdawała się go nie słuchać. Po raz kolejny zagapiła się na piękną dziewczynę i przystojnego młodzieńca stojących nieopodal. Zastanawiała się, jak to jest - być w kimś zakochanym i czuć, że uczucie to jest odwzajemnione. Westchnęła cicho i znów odgarnęła kosmyk włosów za ucho; poprzedniej nocy doskonaliła ten gest przed lustrem i teraz wyglądało to bardzo naturalnie. Edmund zdziwił się, widząc jej poczynania.

     - Znowu? - spytał.

     - Dobra, chodźmy.

     I nie czekając na odpowiedź brata, złapała za kierownicę roweru i ruszyła przodem. Edmund chcąc, nie chcąc, poszedł za nią.

     Podczas kiedy rodzeństwo wracało do domu, Eustachy Scrubb siedział na zimnej podłodze w swoim pokoju. Trzymał w dłoni gruby zeszyt oprawiony w skórzany, brązowy materiał. W drugiej ręce ściskał pióro, którym szybko wodził po kartce.

     Drogi pamiętniku,

     dziś mija 253 dzień od najazdu moich zakichanych krewnych. Nie wiem,

jak długo jeszcze wytrzymam to, że wszystkim muszę się z nimi dzielić. 
Gdybym tylko mógł potraktować ich tak, jak traktuje się insekty... Umieściłbym
ich w słoju, albo przyszpilił do tablicy i z głowy!
     Na marginesie: Zbadać ewentualne konsekwencje prawne nabicia członków
rodziny na...
    

     Pisząc to, miał bardzo poważną i skupioną minę, a na dodatek czytał wszystko na głos, by dobrze rozumieć słowa. Niestety, jego chwila szczerości z zeszytem została przerwana przez nawoływanie z dołu. Podskoczył, słysząc głos Łucji:

     - To my!

     Zerwał się z miejsca i zamknął pospiesznie zeszyt, chowając go do grubej skarpety. Był dość elastyczny, więc kiedy opuścił nogawkę spodni, nawet nie było go widać. Potem włożył przemycone kilkanaście minut wcześniej cukierki do pudełka pod łóżkiem, a następnie wstał, aby nie budzić żadnych podejrzeń.

     Łucja weszła przez niewielki korytarz do salonu, a dalej do kuchni, gdzie zostawiła paczkę z zakupami.

     - Dzień dobry, wujku Haroldzie - powiedziała grzecznie, wychylając się na moment z kuchni. - Niestety, znowu nie dostałam marchewki...

     Jej głos został zagłuszony przez telewizor, który był włączony niemal cały dzień. Wuj Harold nawet na nią nie spojrzał, nie przerywając czytania gazety.

     - Mam zacząć gotować zupę? - spytała, zdejmując swój brązowy płaszczyk. - Ciocia Alberta niedługo będzie...

     Spojrzała na mężczyznę siedzącego na fotelu i pokręciła z dezaprobatą głową.

     - Wujku Haroldzie!

     Nie doczekała się żadnej reakcji z jego strony, więc cicho westchnęła. Dostrzegła kątem oka, jak Edmund pokazuje wujowi język i powstrzymała śmiech.

     - Tato, Edmund chyba pokazał ci język.

     Był to głos tak przemądrzały, wywyższający się i pewny siebie, że nie mógł należeć do nikogo innego, niż Eustachego. Zarówno Łucja, jak i Edek spojrzeli w stronę schodów. Twarz Scrubba wyrażała satysfakcję. Potem, nim Edmund chociaż zdążył się odezwać, blondyn wyjął z kieszeni rurkę. Przyłożył ją do ust i dmuchnął, a Pevensie oberwał kawałkiem papieru prosto w szyję. Syknął z irytacją; Łucja wiedziała, że to się nie może dobrze skończyć.

     - Ugh, chodź tu, ty mały...!
  
     To mówiąc, starszy Pevensie biegiem puścił się za nielubianym kuzynem. Eustachy wydał z siebie dziwny, cieniutki pisk i ruszył szybko w górę, nie oszczędzając sobie oczywiście krzyknięcia w stronę Harolda:

     - Tato, on się bije!

     Edmund nie zważając na słowa kuzyna, wyciągnął dłoń w jego stronę. Prawie go złapał, kiedy niespodziewanie przeszkodziła mu w tym Łucja. Dziewczyna stanęła tuż przy schodach z szerokim uśmiechem, który rozjaśniał jej twarz. W dłoni ściskała białą kopertę i Ed już wiedział, co to oznacza.

     - Edmund, patrz! List od Zuzy - to mówiąc, uniosła papier.

     Sprawiedliwy również nie mógł powstrzymać uśmiechu, który aż cisnął mu się na usta. On również tęsknił za rodzicami i rodzeństwem, chociaż starał się tego nie okazywać. Tak naprawdę marzył o tym, by w końcu wrócili z Ameryki i zabrali jego i Łusię z tego okropnego domu, z dala od kretyna zwanego jego kuzynem.

     Dwójka rodzeństwa popędziła więc na górę, podekscytowani faktem, że zaraz przeczytają list. Nie zważali już na Eustachego, który nadal leżał na schodach, patrząc na nich z głupią miną. Najwyraźniej poczuł ulgę, kiedy Edek go minął, bo odetchnął cicho.

     Edmund i Łucja wpadli do pokoju dziewczyny - nigdy nie przesiadywali w sypialni Edka i Eustachego. Dziewczyna usiadła i rozerwała kopertę, by po chwili zacząć czytać:


     Kochani,

     szkoda, że Was tu nie ma. Przeżyłam mnóstwo przygód. Oczywiście, nie takich,
jak... nieważne. Ameryka jest niesamowita, ale ojca prawie nie widuję. Jest strasznie

zajęty.
     Byłam ostatnio na przyjęciu w naszym konsulacie z pewnym oficerem marynarki.

Z bardzo przystojnym oficerem. Chyba Mu się podobam... Zdaje się, że przez Niemców
żegluga na Atlantyku stała się bardzo niebezpieczna. Czasy są ciężkie. Mama ma nadzieję,
że wytrzymacie jeszcze parę miesięcy w Cambridge.

     - Jeszcze parę miesięcy? - powtórzyła z oburzeniem Łucja, przerywając czytanie. - Ja tu chyba zwariuję!


     - Nie narzekaj - odparł Edmund, siadając obok niej. Chwilę wcześniej przyglądał się z zaciekawieniem obrazowi, który wisiał na ścianie. - Masz chociaż własny pokój, a ja mieszkam z ropuchą.

     Obraz przedstawiał wzburzone morze. Było ciemne, piękne i niebezpieczne. Edmund widział tam też statek; jakby w oddali, piękny i bardzo... bardzo znajomy.


     - Szczęście, to mają Zuza i Piotrek - żachnęła dziewczyna, wstając. - Na pewno się nie nudzą.

     - Tak - zgodził się brunet - ale wiesz... oni są starsi. Nami nikt się nie przejmuje - powiedział jakby sam do siebie, krzywiąc się mimowolnie.

     Łucja podeszła do lustra i spojrzała na swoje odbicie. Zobaczyła w nim bladą, rudowłosą dziewczynę ze sporą ilością piegów zdobiących jej policzki i nos. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, a potem po raz kolejny założyła włosy za ucho.

     - Uważasz, że jestem podobna do Zuzy? - spytała cicho.

     Bardzo liczyła na twierdzącą odpowiedź. Właściwie - w tym momencie nie zależało jej na niczym innym, niż słowach: wyglądasz tak, jak ona, Łusiu. Niestety, nic takiego nie usłyszała. Zamiast tego jej brat cicho westchnął, a potem podniósł się.

     - Słuchaj - zaczął - widziałaś wcześniej ten statek?

     - Jasne. Bardzo narnijsko wygląda, prawda?

     - Tak... teraz i on będzie mi przypominał, że jesteśmy tu, a nie tam.

     Oboje zmierzyli się krótkimi spojrzeniami, które wyrażały jedno: smutek, niepewność i wyczekiwanie. Tak bardzo chcieli już wrócić do ich prawdziwego domu, tam, gdzie czuli się tak wspaniale, gdzie byli władcami. Ich przemyślenia zostały przerwane przez osobę, której najmniej oczekiwali.

     - Dwie sierotki mamią nas, tworząc bajek las.

     Nawet Łucja zrobiła bardzo zirytowaną minę, kiedy zwróciła się w stronę drzwi. Eustachy wchodził tu zawsze bez pytania, ani nawet pukania, co ją bardzo denerwowało. Spojrzała na Edmunda z obawą, że ten zaraz rzuci się na kuzyna.

     - Na głupoty nieustannie tracą czas - kontynuował Scrubb.

     - Mogę dać mu w łeb? - Głos bruneta niebezpiecznie zadrżał i Łucja od razu złapała go mocno za ramię, aby go powstrzymać.

     - Nie! - odparła.

     - Ty nigdy nie pukasz? - dodał Edmund.

     Eustachy uśmiechnął się kpiąco, ale w jego oczach Łucja Mężna widziała bardzo wyraźnie strach. Obawiał się Edka.

     - Robię co chcę - rzucił niemiło Eustachy. - Jestem u siebie, w przeciwieństwie do was.

     Łucja i Edmund wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a potem znów wbili wzrok w wiszący obraz. Był bardzo fascynujący. Wyglądał tajemniczo i... magicznie. Patrząc na niego, czuli się, jakby byli w znajomym, pięknym miejscu. Eustachy uniósł brwi, widząc zaciekawienie na twarzach kuzynostwa.

     - Co się tak gapicie na ten obraz? Jest ohydny.

     To mówiąc, usiadł na łóżku Łucji i skrzyżował dłonie na piersiach.

     - Jak wyjdziesz, będziesz miał problem z głowy - powiedział Edmund nadzwyczaj spokojnym głosem.

     - Zdaje mi się czasem - przerwała mu szybko Łucja, nie chcąc wysłuchiwać kolejnej kłótni między tą dwójką - że to morze naprawdę faluje...

     - Co za bzdety! - wykrzyknął od razu Scrubb. - We łbach wam się poprzewracało od tych wszystkich bajek, legend i innych...

     Edmund uśmiechnął się nagle szeroko i nie odwracając się nawet w stronę kuzyna, powiedział wesoło:

     - Nikt tak jak kuzyn Eustachy sieczką nie umie napchać sobie czachy.

     Łucja roześmiała się cicho, patrząc na niego z rozbawieniem. Edek również się do niej wyszczerzył. Pevensie zawsze znajdował pomysł na dogryzienie temu cholernemu Scrubbowi.

     - Wielbiciele takich książek w końcu zawsze stają się ciężarem, który dźwigać musimy my, ludzie nauki, zgłębiający ważkie lektury.

     Mężna z niepokojem obserwowała, jak Sprawiedliwy bardzo powoli staje przodem do Eustachego. Doskonale wiedziała, że jest wściekły - nie musiała widzieć do tego jego wyrazu twarzy.

     - Ciężarem, my? - syknął. - Odkąd tu jestem, nie widziałem, żebyś choć kiwnął palcem!


     Kuzyn najwyraźniej poczuł się zagrożony, bo pospiesznie rzucił się do drzwi. Edmund był jednak szybszy - szermierka nauczyła go refleksu - i zamknął je blondynowi przed nosem. Scrubb odskoczył od nich i zrobił niewinną minę.

     - Zdaje się, że jednak powiem twojemu ojcu, kto kradnie cukierki ze spiżarni - zagroził starszy z rodzeństwa Pevensie, ku przerażeniu kuzyna.

     Łucja jednak nie słuchała ich krzyków, bowiem coś dziwnego zaczęło dziać się z obrazem. Poczuła chłodny powiew wiatru, a morze zdawało się zacząć naprawdę falować. Statek był coraz bliżej...

     - Edmund, spójrz, co się dzieje - powiedziała szybko, ale on jej nie słuchał.

     Mężna nie odrywała wzroku od malowidła, dopóki nie wyprysnęła z niego zimna woda, która zmoczyła twarz dziewczyny. Łucja odskoczyła kawałek i spojrzała na niego ze zdziwieniem. Edmund i Eustachy zaprzestali kłótni i oboje zbliżyli się do niej. Z każdą chwilą coraz więcej wody wyciekało z obrazu, oblewając całą trójkę.

     - Łucja, myślisz, że...

     - To jakiś trik - przerwał przerażony Eustachy. - Zaraz poskarżę się matce! MAMO!

     Przeciek z obrazu nie ustawał, a wręcz przeciwnie. Królowa Mężna miała wrażenie, że całe morze wypływa przez ramkę, zalewając ich. W pokoju było coraz więcej wody; teraz sięgała im już prawie do kostek. Eustachy, który wykorzystał ich nieuwagę, rzucił się z rękami w stronę malowidła, a potem zdjął je ze ściany.

     - Rozwalę to - warknął.

     - Nie, zostaw! - zaprzeczył szybko Edmund.

     - Nie! - dodała Łucja.

     Przekrzykiwali się tak bardzo długo, dopóki Eustachy przez swoją nieuwagę upuścił obraz na mokrą ziemię. To jednak nie powstrzymało przecieku. Poziom wody zwiększał się i zwiększał, aż w końcu cała trójka padła na ziemię, strącona przez prąd. Zdążyli wziąć głębokie wdechy, nim cali zniknęli w wodnej toni. 



Połowa rozdziału zaczerpnięta z filmu Opowieści z Narnii:
Podróż ,,Wędrowca do Świtu". Jest to oczywiście konieczne,
bo moje opowiadanie wzoruje się właśnie na tych przygodach.
Niestety, nie miałam dostępu do książki, więc wzięłam się za film.
Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza.

    

7 komentarzy:

  1. Oczywiście, że nie przeszkadza, bo dzięki temu przypomniałam sobie, że jeszcze tego filmu nie widziałam! Tak więc za chwilkę zabieram się za oglądanie :)
    Podoba mi się twoja Łucja i Edmund - tacy, jacy być powinni. Nie zmieniłaś ich charakterów, ale pokazujesz ich w swoim świetle. Świetny rozdział! Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nie zmieniłam za bardzo rodzeństwa Pevensie. Tak strasznie się bałam, że wykreowałam ich na całkiem inne postacie... No, dziękuję za komentarz! ;)

      Usuń
  2. Hej, na Twojego bloga trafiłam wczoraj ( ta wiedza pewnie nie jest Ci potrzebna, ale jakoś muszę zacząć). Na początku nie byłam przekonana do Twojego opowiadania (bo go jeszcze wtedy nie przeczytałam), a to ze względu na to, że nie lubię fanfiction.
    Podoba mi się to jak piszesz. Nie umiem jeszcze powiedzieć, co myślę o Elenie, ale masz ode mnie wielkiego plusa za niezmienienie charakterów Łucji i Edmunda, no i ich kuzyna. Podsumowując uwielbiam to opowiadanie, będę tu zaglądać (jeśli mnie tu chcesz :)), czekam z niecierpliwością na następny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się w najbliższym czasie.
    NpR

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie się podziałaś?
      NpR

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz.
      Jak widać - wróciłam :)

      Usuń
  3. Wow! Przez moją dziesięcioletnią siostrę znów dostałam fazy na opowieści z Narnii. I mam naprawdę bardzo dużą potrzebę na przeczytanie jakiegoś alternatywnego opowiadania. i coś czuję że Twoje mi się naprawdę spodoba!
    Widziałam w bohaterach że będzie Kaspian *.* no i oczywiście Edmund! czyli dwójka moich ukochanych bohaterów z całej serii. czego tu chcieć więcej.
    A co do Eleny. powiem Ci, że chyba ją polubię :) śni o Kaspanie. mmmm to chyba dobrze o niej świadczy!

    Mam nadzieje, ze się nie zniechęciłaś i zobaczymy kolejny rozdział na tym blogu. Ja będę na niego czekać z niecierpliwością!
    Pozdrawia,
    Rena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zniechęcam się, przynajmniej jak na razie. Również pozdrawiam ;)

      Usuń

Szablon by Impressole