czwartek, 16 kwietnia 2015

Prolog

     - Kaspianie, odpuść.

     Wciąż te głosy, powtarzające stale tą samą kwestię. Wdzierają się do jego umysłu, zadając mu wielki ból. Zaciskał więc zęby, chcąc, by odeszły, dały mu spokój. Każdy dźwięk roznosił się głośnym sykiem w jego głowie. Czuł zawroty. Nawet nie zorientował się, kiedy padł z łoskotem na kolana. 

     - Kaspianie...

     Jego ciało trzęsło się straszliwie. Mężczyzna wyglądał co najmniej żałośnie. Zapewne przejmowałby się tym, gdyby nie fakt, że wszystkie wydarzenia miały naprawdę miejsce. To nie działo się w jego głowie. Krwawa bitwa była prawdziwa i skończyła się równie okrutnie, co zaczęła. A on został sam.

     Zaciskał pięści, bo to jedyne, co mu pozostało. Zemsta była niemożliwa, choć pragnął jej bardziej, niż czegokolwiek innego. Myśl, że to koniec była okrutna - i okrutnie prawdziwa. Nie tego się spodziewał, nie na to liczył. Był głupcem, sądząc, że będzie mu dane szczęście. Mówią, że kto zdradził raz, nie zazna nigdy radości. On jednak jej zaznał - była wręcz namacalna i miał wrażenie, że chwilę temu trzymał ją w swoich ramionach. Ale wymknęła mu się bezpowrotnie. Odebrano mu ją, zadając ból nie do ukojenia.

     - Proszę, wstań...

     Po raz pierwszy od długiego czasu czuje się samotny. Nieistotne, ile osób w tym momencie stoi wokół, przyglądając mu się ze smutkiem i łzami w oczach. Nieważne, że Łucja i Edmund kurczowo ściskają jego ramiona, próbując podnieść. Jest sam. To trafia do niego ze zdwojoną siłą, niemal zwalając z nóg i pozbawiając tchu. Oddech przynosi mu ból, który będzie musiał nosić do końca życia. On jest bólem.

     Żałuję. Ta myśl przewijała się przez jego umysł tysiące razy. Jako potomek zdrajców musi żałować podwójnie i cierpieć trzykrotnie. Nigdy nie chciał takiego losu. Nie z jego wyboru jego przodkowie byli okrutni. Stali się jego koszmarem, a on towarzyszył mu aż do teraz, by ustąpić miejsca kolejnemu. Widok martwych twarzy na polu bitwy był niczym w porównaniu z tym, co teraz przed sobą widział. 

     Tyle razy powtarzano mu, że jego winy zostały odkupione, że może mieć już czyste sumienie i lekki oddech. Ale on mu ciążył bezustannie, przytłaczał go. Teraz Kaspian wiedział, że jego winy wcale nie zostały przebaczone, a przynajmniej nie przez wszystkich. Nie bez powodu odebrano mu przecież to, co najważniejsze. 

     - Kaspian, ona nie...

     Wstał i stanął twarzą w twarz z Edmundem Sprawiedliwym. W jednym momencie król Narnii wyczytał wszystko z oczu Żeglarza. Nie było w nich smutku, ale rozpacz - tak prawdziwa, że poraziła mężczyznę. 

     Kaspian X posłał ostatnie spojrzenie w kierunku leżącego na zimnej posadzce ciała, a potem odszedł, przepychając się między mieszkańcami Narnii. Nie czuł już nic. Chciał po prostu zniknąć, wyparować. Chciał odejść jak najdalej od tego miejsca, które uważał za najpiękniejsze. 

     Po latach sprawowania władzy pojął, że Narnia jest okrutna. 

2 komentarze:

  1. Prolog pełen emocji, zaciekawiający, skłaniający do przemyśleń i prawdziwy, czyli dokładnie taki, jakie lubię. To zachęca do dalszego czytania. Dobra robota ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że dostrzegasz to, co chciałam przekazać. Właśnie na tym mi bardzo zależało - na ukazaniu uczuć. Dziękuję ;)

      Usuń

Szablon by Impressole